poniedziałek, 15 marca 2010

Nadciąga kryzys zadłużenia

Nadciąga kryzys zadłużenia: "Nadciąga kryzys zadłużenia
Hubert Kozieł 13-03-2010, ostatnia aktualizacja 13-03-2010 00:47

Wywiad z Geraldem Celente, szefem amerykańskiej firmy badawczej Trends Research Institute, analitykiem, który przewidział obecny kryzys.

Kryzys znów mocno uderzy - mówi Gerald Celente, szef amerykańskiej firmy badawczej Trends Research Institute i analityk porównywany przez prasę w USA z jasnowidzem Nostradamusem

Jak długo może potrwać światowy kryzys gospodarczy?

Gerald Celente: Jeżeli nie pojawi się wynalazek tak rewolucyjny, jak odkrycie ognia, kryzys może potrwać nawet całą dekadę. Potrzebne jest bowiem stworzenie nowego i trwałego popytu, a nie tymczasowego popytu wywołanego przez pakiety stymulacyjne. USA wyszły w latach 90. z recesji w dużej mierze dzięki rewolucji technologicznej, związanej z komputerami oraz Internetem. Powstawały wówczas nowe produkty i usługi.

I był na nie popyt. Teraz tego nie mamy. Gospodarki są ożywiane tylko dzięki pakietom stymulacyjnym. A co się stanie, gdy one wygasną? Polityka ta przypomina pożyczanie pieniędzy hazardzistom na dalszą grę.

W 2007 r. Pańska firma badawcza kupiła domenę internetową panicof08. com („panika roku 2008”), trafnie przewidując rynkowe załamanie. Na 2009 r. kupiliście domenę collapseof09. com („załamanie roku 2009”). Tym razem popełnił Pan duży błąd w prognozach.

Nie, nie popełniliśmy błędu. Rynki akcji rzeczywiście przeszły załamanie. Dołki zostały osiągnięte przecież w marcu 2009 r. Od dalszego upadku giełdy uchroniły się tylko dzięki pieniądzom z pakietów stymulacyjnych. System jednak upadł, choć od tego czasu obłowili się ludzie z takich banków, jak Goldman Sachs. Kapitalizm w USA został zabity przez socjalistyczne rozwiązania rządu. Wszystko podtrzymywane jest jedynie dzięki bilionom dolarów pompowanych przez rządy do gospodarek.

Czy USA i Europa mogą więc ponownie doświadczyć recesji, np. w przyszłym roku?

Trudno powiedzieć, gdyż działania rządów są często nieprzewidywalne. Jeżeli wciąż będą one podtrzymywać gospodarki za pomocą pieniędzy podatników, mogą przez dłuższy czas tego uniknąć. Tak samo Europejczycy mogą powstrzymywać bankructwo Grecji. Ceną za ratowanie systemu jest jednak poważny wzrost zadłużenia państw oraz deficytów budżetowych, prowadzący do kryzysu zadłużeniowego.

Czy kryzys ten może doprowadzić do bankructw państw?

Oczywiście, że tak. Bardziej obawiam się jednak innych konsekwencji obecnej polityki gospodarczej. W trakcie Wielkiego Kryzysu z lat 20. i 30. rządy robiły wszystko, by walczyć z załamaniem ekonomicznym. Co później było? Wojna, czyli ostateczny pakiet stymulacyjny. I teraz też może dojść do eskalacji konfliktów i wojen na świecie.

Czy kryzys zadłużeniowy grozi USA?

W USA na każdego Amerykanina przypada 40 tys. USD rządowego długu. To niemożliwe, żeby zostało to wszystko spłacone. Być może rząd będzie się starał uporać z tym w przyszłości za pomocą dewaluacji dolara.

Kiedy może do niej dojść?

W każdej chwili, którą władze uznają za właściwą. W 1933 r. wprowadzono w USA tzw. bankowe wakacje. Zamknięto banki, by powstrzymać masowe wycofywanie depozytów oraz wymianę dolarów na złoto. Przedtem skupiono jednak złoto od obywateli po cenie 20,67 USD za uncję. Wkrótce powiązano dolara ze złotem po kursie 45 USD za uncję. To była dewaluacja. Oni zrobią wszystko, co uznają za stosowne. Nie cofną się przed niczym.

Na przykład po 11 września 2001 r. giełdy w USA były zamknięte przez rząd najdłużej od bankowych wakacji z 1933 r. Wystarczy więc atak terrorystyczny, by wykorzystać okazję do podobnej operacji gospodarczej.

Czy Europa również będzie przeżywała podobne kłopoty? Czy strefie euro grozi rozpad?

Trends Research Institute przewidział obecne kłopoty strefy euro, jeszcze zanim powstało euro. Kiedy tworzono wspólną europejską walutę, kierowano się nadziejami, jakie dawało zjawisko globalizacji. To wydawało się wówczas wspaniałym pomysłem. Ostrzegaliśmy wtedy jednak, że w trakcie kryzysu ta idea nie wypali.

Państwa będą wówczas kierowały się jedynie swoim własnym interesem, co widzimy teraz. Unia Europejska prawdopodobnie będzie musiała zmodyfikować traktaty, by pomóc Grecji. Polityka „jeden rozmiar zadowala wszystkich” (czyli wspólna waluta i bank centralny dla mocno różniących się gospodarczo państw – dop. red.) nie sprawdza się ani w przypadku unii walutowych, ani w przypadku ubrań.

Wiele krajów Europy Środkowo-Wschodniej chce jednak szybko przyjąć euro...

A kim właściwie są ci politycy, ci „geniusze”, którzy chcą pozbyć się narodowych walut, mających długą tradycję, by wziąć udział w eksperymencie, trwającym zbyt krótko, by można było uznać go za sukces? Euro ma przecież jedynie nieco ponad 10 lat i nie dowiodło swej trwałości. 20 lat temu, gdy upadał Związek Sowiecki, rozmawiałem z młodymi Rosjanami.

Wypowiadali się tak, jakby byli królami biznesu, chociaż ich wiedza na ten temat była mała. Kraje zza Żelaznej Kurtyny przyjmowały kapitalizm z ogromnymi nadziejami, wiedząc niewiele o jego funkcjonowaniu. Podobne podejście było widoczne choćby w Dubaju, a teraz w Chinach.

Wielu analityków pokłada jednak dużą nadzieję we wschodzących gospodarkach, a szczególnie w Chinach. Często można usłyszeć, że chińska gospodarka będzie w tym roku motorem światowego ożywienia gospodarczego. Część ekspertów uważa jednak, że tej gospodarce grozi przegrzanie i poważny kryzys. Czy uważa Pan, że do tego dojdzie?

Oczywiście, istnieje takie ryzyko. Chiny w odróżnieniu jednak od USA czy Europy, mają kapitał, który pozwoli im się uratować. Ponadto, wszystkie rynki wschodzące są obecnie przegrzane.

Rynki Europy Środkowo-Wschodniej też?

Wszystkie rynki wschodzące.

Czy dojdzie więc do załamania na tych rynkach?

Tak, ale trudno określić, kiedy się to stanie, mamy bowiem dzisiaj zbyt dużo „dzikich kart”. Przyczyną załamania może być kryzys walutowy.

Której z walut grozi załamanie? Czy będzie to dolar, euro, funt?

Może to być nawet brazylijski real. Ta gra spekulacyjna na rynkach nie może już bowiem długo trwać.

Wielu polityków z Europy i USA zapowiada jednak walkę z finansową spekulacją. Czy uda się ograniczyć to zjawisko?

Nie. Kto bowiem kontroluje polityków? Kto opłaca im kampanie wyborcze? Celem polityka jest utrzymanie się przy władzy.

Nie widzi Pan chyba żadnych jasnych punktów na mapie światowej gospodarki...

Ależ widzę, i to dużo. Przede wszystkim dostrzegam, że możemy doprowadzić do odrodzenia po upadku czegoś, co musiało upaść. Możemy zbudować przyszłość, w której zachowamy wszystko, co dobre z przeszłości. Powrócić do czasów, w których gospodarki były mniej zorientowane na globalizację, bardziej za to na tworzenie dóbr i usług w swoich granicach państwowych.

Nie mówię tutaj o protekcjonizmie, tylko o bardziej zrównoważonym podejściu. Czy to źle, że kupuję w sklepie osiedlowym u sąsiada, płacąc mu kilka centów więcej, zamiast kupować te wszystkie tanie i niepotrzebne rzeczy z Chin?

W co należy więc inwestować w najbliższych latach?

Amerykańskie prawo zabrania analitykom trendów prowadzenia doradztwa inwestycyjnego. Powiem więc, w co osobiście inwestuję. Część moich pieniędzy to dolary, część franki szwajcarskie. Gdy jedna z walut zyskuje, inna traci. Kupuję także dużo złota, gdyż waluty oparte na autorytecie rządów mogą znaleźć się pod presją. Jeżeli złoto stanieje o 400 USD, to i tak będzie warte więcej od takich „solidnych” aktywów, jak akcje Lehman Brothers czy GM. Inwestuję jednak w akcje firm z sektora ochrony zdrowia, gdyż mamy starzejącą się populację. Pieniądze lokuję również w akcje spółek z sektora nowych technologii energetycznych.

Dziękuję za rozmowę.
PARKIET"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy